1. |
||||
Ten cień wygląda jak człowiek
On wygląda dokładnie jak ja
On światłem latarni samym żyje
Ja niebytem własnym tę ulicę przemierzam
Tą samą niezmiennie od lat
Bardzo chciałbym na niej światła już zgasić
Ten bruk jest twardszy niż wczoraj
Ten cień wgląda dokładnie jak ja
Ulica jest taka zimna
Ciemność ją z wolna połyka
Ty wyglądasz dokładnie jak ja
Smutna wizja więzi naszej
Ta więź to jedno spotkanie
Noc, bruk i rozczarowanie
Ginące za nami ślady przeszłości
Przyszłość umarła w łonie zwiotczałym
Ten cień jest coraz bliżej
Nasze spojrzenia skrzyżują się prędko
Co za nim, tego nikt nie wie
Pustka i oddech urwany
Wiem, że czas nie nadejdzie
Widziałem już zbyt wiele
Kiedyś ta latarnia zgaśnie
Nie widząc, staniemy się jednym
Znowu rozbijasz się o najwyższy mur
Z głowy i serca miazga zostaje
Jakim niby kurwa prawem
Za czyim kurwa pozwoleniem
Kto niby kurwa dał ci zgodę
Kto ci kurwa oddychać pozwolił
Kto ci kurwa pozwolił chcieć
Kto cię wpuścił na tę ulicę
Kto ci pozwolił ten cień mijać
Kto ci kurwa pozwolił patrzeć
Kto ci kurwa pozwolił jeść
Kto ci kurwa pozwolił srać
Kto ci niby pozwolił dotykać
Kto ci niby pozwolił śnić
Kto ci niby zabronił się zabić
Kto ci niby każe tu być
Kto ci niby zabronił zabijać
Kto ci niby gwałcić zakazał
Kto ci zabronił w płomieniach świat stawić
Zgasić latarnię i cień uśmiercić
Rozbić ją najlżejszym kamieniem
I potknąć się o najcięższy bruk
Kto ci zabronił ulicę gryźć
Kto ci zabronił mrok tulić do snu
Ten cień wygląda jak człowiek
A jego wygląd znaczy śmierć
To tylko oczekiwania znak stary
Przebić sztyletem łono zwiotczałe
Noc późna, a słońce nie wstaje
Końca dobiega wędrówka twoja
Światło latarni zostawiłeś za sobą
I on tam został, tak, razem z tobą
Ten cień wygląda jak człowiek
On wygląda dokładnie jak ja
Smutna wizja nędzy ludzkiej
Bruk jest twardszy, ulica zimniejsza
|
||||
2. |
Konfesja trzewi
05:08
|
|||
Przychodzę do ciebie, mistrzu umarły
Idę po paenitentia secunda
Ty wiesz, że wystarczy tylko spojrzeć
By z oczu rdza popłynęła
Spójrz na tę asymetrię
Spójrz na żyły zatkane
Nie mam w sobie krzty honoru
I nie mam usprawiedliwienia
Wykopałem cię z grobu wiecznego
Bo nadziei już nie dostrzegam
Pozwól mi, błagam, przeszłość ożywić
Powiedz, że nie jest za późno
Powiedz, że nadszedł czas
To nie może się przecież tak skończyć
Chwała korpusu musi nadejść
Czas zapomnieć o duchach wyklętych
Trzewia me pożera trąd
Zasługa w tym jest tylko moja
Sam zalecałeś pełną gotowość
Na możliwość konieczności
Rozpędziło się z całym impetem
Nieskończone dzieło wolności
Na nas samych się musi roztrzaskać
Na nas samych się wolno rozłoży
Otworzyć się musiał ołtarz pogardy
Nóż resentymentu w sercu dom swój odnalazł
Na ołtarzu konfesja trzewi tak krwawa
Ofiara dla bogów ostatecznej zatraty
Ty ciągle milczysz, umarły niezmiennie
Milczenie czasu nie cofa ani o krok
Nie będę cię błagał, nie będę umierał
A i tak paznokcie drapią nieruchomy głaz
I będą drapać aż opadną bez siły
Bezsens, trwoga, desperacja chora
A gdzieś tam za nami krajobraz bez ludzi
Słońce i krew, wszystko w pionie
Czy ty żywy naprawdę tam byłeś
Czy uchwyciłeś jakąkolwiek realność
Czy kiedykolwiek była dla nas szansa
Mistrzu, nie mów, że urodziłeś się martwy
Nawet nie waż się
Nawet nie waż się mnie teraz zostawiać
Chwała korpusu nadchodzi
Pełza, bardzo powoli
Do naszych oczu i ust
Powoli
|
||||
3. |
Bezwzględność
04:36
|
|||
Gnij
Gnij kiedy ci każę ty kurwo
Czy poznałeś już czym jest suchość
Czy pustynia w końcu urosła
Sobą wytarła cały horyzont
Nim się stała i karty rozdaje
Czy poznałeś już czym jest woda
Istota kojącej toni
I jej brak, tak niecierpliwy
Pustynia żąda, robak musi
To wszystko było dane tylko na chwilę
Skrawek bytu i więcej nic, pustynia
Teraz otwiera się przed tobą bycie samo
Stoisz w prześwicie czystego pragnienia
Ona tak łanie i grzecznie cię prosi
O krople krwi ciepłej, wytrawnej
Nakarm ją, nakarm do syta
Wszystkimi swoimi członkami
Wiesz, że nie możesz powiedzieć „nie”
Wiesz, że już nie ma odwrotu
Wiesz, że już nie ma wyjścia
Piaski są coraz bliżej
Prześwit nieustannie razi źrenice
Oddychaj, koniec już bliski
Jak mogłeś wcześniej nie zauważyć
Tego ciepła bijącego z jej twarzy
I czystej troski spowijającej mrok
Wiesz, że nie pozwoli cię skrzywdzić
Więc dotknij teraz, dotknij suchości
Bo wody już nie potrzebujesz
Rozpłyniesz się niczym para w eterze
Obiecała, że nic już nie poczujesz
Oddaj się więc, zupełnie dobrowolnie
Szarpanie się jest dla tych, którzy przegrali
Podniesione czoło, oznaka zwycięstwa
A krwi jakoś bezwzględnie ubywa
Nakarm ją, nakarm do syta
Wiesz, że nie masz wyboru
I przytul do siebie, do serca czarnego
By już nic z niego nie zostało
Dobrze wiesz, że nie możesz
Zawsze dobrze wiedziałeś
Wiedziałeś że nie możesz
Wiesz, że nie możesz powiedzieć „nie”
|
||||
4. |
Ty też
04:56
|
|||
Czasami
Czasami zastanawiam się
Czy aby przypadkiem
Nie powinienem sprawdzić
Czy zostawiłem cię tam już na zawsze
Czy te liście wciąż tam szumią
Czy tam wciąż słońce nie wstało
Czy tam wciąż jest tak cicho i pusto
Czy ktokolwiek jest winny
Czy jakiś sens został temu nadany
Krzycz Krzycz Krzycz
Tak bardzo cię proszę - krzycz
Niech uszy zakrwawią całemu światu
Krzycz Krzycz Krzycz
Tak bardzo cię proszę - krzycz
I więcej już nic, śmierć równa
Najokrutniejsza prawda jest właśnie tu
Ostateczna prawda jest właśnie tu
|
||||
5. |
Porażka oświecenia
05:00
|
|||
Pod tobą jest żyzna ziemia
Młoda, niewinna i taka ciepła
Gwałć ją, gwałć, bardzo powoli
Prętem pełnym śmierci i prawdy
Wypełni się proroctwo
Wiecznego panowania
Imię twoje wyryte zostanie
Na czeluści bezwzględnej
Co o sobie nic nie wie
Nie zaśniesz już nigdy spokojnie
Kiedy tylko uświadomisz sobie
Jak krótka droga jest do spełnienia
Jego uparcie ciągle nie ma
Światło zgasło
Słońce może tylko
Oczy wypalić
Przyłącz się
Przyłącz się do nas
Do dzieła arcy-zniszczenia
Bogiem naszym anihilacja
Jedyną nadzieją pustka
Nic nas już nie zatrzyma
Bo przed nami nic już nie ma
Pod tobą jest żyzna ziemia
Na głową ogień piekielny
Potrzeba tak niewiele
Na wyciągniecie dłoni
Dłoni nie ma
Gwałć ją, gwałć
Nikt ci nie może zabronić
Gwałć ją, aż padnie bez siły
Przed nami nic już nie ma
Nawet własnego rozgoryczenia
To już koniec
Czas powiesić dziecko astralne
Ślepiec widzi, a przed nim ciemność
|
||||
6. |
||||
Nawet nie wiesz
Jak bardzo chciałbym
Wbić nam w czaszki bardzo długi nóż
Złączyć się z wami w tańcu
Kręcić się w kółko bez celu
Krwi jeszcze dużo zostało
Na podłodze to nie nasza
Ten świat płonie
To płoniemy i my
Nikt nie pamięta kto zaczął
I nikt nie wie kto skończy
Wiemy tylko, że
Wszyscy wiemy, że
Skończy boleśnie i żałośnie
Tej nocy nie będzie końca
Słońce nigdy nie wstanie
Nie widać ani jednej gwiazdy
Latarnie przy ulicy zgasły
Budynki są całkiem martwe
Ich truchła ścielą się gęsto
Jesteśmy tu na wygnaniu
Choć w domu nas nigdy nie było
Tak długo mieliśmy nadzieję
Że problem gdzie indziej leży
Że zbawienie nadejdzie skądinąd
I świat sam się naprawi
Została nam tylko trwoga
Trwoga znaczy przemoc
Przemoc to tylko strach
Nie ma nic prawdziwszego
Zęby są takie ostre
Paznokcie dawno już zdarte
Skóra tak delikatna
Żołądek i umysł pusty
My naprawdę wierzyliśmy
Naprawdę, wierzyliśmy tak długo
Wiara była wszystkim
A my od początku niczym
Wbić nam w czaszki
Bardzo długi nóż
Nic nie ma znaczenia
Bądźmy bezwzględni
|
Streaming and Download help
If you like Constant Nausea, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp